Każdy, kto ma telefon nie raz miał do czynienia z telemarketerem, który próbował wcisnąć nam jakąś ofertę albo zaproponować przedłużenie umowy. Tutaj działa – niestety albo stety –psychologia, bowiem zwykle nie wierzymy w tak ważnych sprawach komuś, kogo z kim mamy kontakt wyłącznie słuchowo. Starsi ludzie zwykle odkładają słuchawkę, kiedy tylko przedstawiającego się telemarketera. Dla osób pracujących na takich stanowiskach często puszczają nerwy, ewentualnie tracą cierpliwość i szukają innej pracy. Ciężko na takim stanowisku wytrzymać długo i stąd i taki ruch i też sporo mało doświadczonych osób w umiejętności skutecznej sprzedaży.
Większość młodych ludzi przyjeżdżająca do wielkich miast zaczyna właśnie od takiej pracy. W dwóch powodów: przyzwoite jak na początek zarobki, nie wymagane doświadczenie i też niewielkie wymagania co do edukacji. Wystarczy przejść test i jesteśmy gotowi do pracy. Oczywiście ktoś, kto ma talent do przekonywania o zaletach produktu, potrafi zarobić na takim stanowisku drugie tyle, co przeciętny pracownik, jednak kiedy zarabiasz dobrze, zmieniasz stanowisko, gdzie musisz robić coś podobnego, ale już z podniesioną poprzeczką, poniżej której już nie można zejść. Branża telekomunikacyjna to ciężki kawałek chleba, choć łatwo dostępny dla każdego, kto chciałby spróbować w nim sił. Jeśli komuś usilnie zależy na szybkim i dobrym zarobku, nie denerwują go żelazne zasady tyczące się czasu pracy, dokładna ilość minut przerw i ciągła obserwacja przez opiekuna grupy – dla młodych „kadetów” liczy to się ze sporym napięcie, to może próbować sił, aczkolwiek, jeśli oglądał „Matrixa” to takie miejsce pracy właśnie mu przypomni biurowiec, w którym pracował główny bohater Neo. Porównanie oczywiście nieco fantastyczne, ale dla kogoś, kto ceni sobie luźną pracę bez poczucia obecności „wielkiego brata”, lepiej poszukać sobie czegoś innego.